Zapożyczenia językowe w języku polskim na przełomie wieków

Choć zjawisko zapożyczeń może wydawać się ściśle związane z dzisiejszą rzeczywistością, to po głębszej analizie okazuje się, że występowało ono już wieki temu. Na potwierdzenie tej tezy wystarczy wspomnieć chociażby liczne naleciałości łacińskie, jakie w dużych ilościach funkcjonowały w mowie staropolskiej. To właśnie z nich wzięły się takie słowa jako anioł, byk, chrzest, papież, ołtarz. Duża część zapożyczeń pochodzących z łaciny istnieje więc do dzisiaj i dotyczy przede wszystkim sfery sacrum. Stanowi to bardzo wyraźny dowód ówczesnego dialogu europejskiej kultury z polską, ponieważ właśnie w średniowieczu Polska przyjęta chrzest i stała się krajem z obowiązującą powszechnie religią chrześcijańską, której podstawą była łacina. Na przełomie X wieku, kiedy chrześcijaństwo zagościło w naszym kraju, zmiany w naszej kulturze wynikające z tego procesu przeniosły się wobec tego również na grunt języka.

 Kilkaset lat później w wyniku najazdów mongolskich Polska nawiązała bliskie i długotrwałe relacje polityczne oraz militarne z Czechami, co również znalazło swoje odzwierciedlenie w rodzimym języku. Z tego okresu wywodzą się bowiem takie słowa jak hojny, błahy, harce czy hrabia, które mają wyraźnie czeskie konotacje. W każdym z tych wyrazów daje się wyczuć charakterystyczne dla języka czeskiego twarde „h”, które świadczy o polsko-czeskim dialogu z okresu od XI do XVI wieku.

Kiedy w Europie narodził się renesans, którego kolebką były Włochy, w języku polskim pojawiło się wiele tzw. makaronizmów, czyli zapożyczeń pochodzących z właśnie języka włoskiego. Wiele z nich funkcjonuje obecnie, czego przykładami mogą być wyrazy willa, bas, szpada, tenor, kalafior, szparagi. Bardzo dobrze oddają one ducha ówczesnej epoki, która była bliskim dialogiem pomiędzy Polską a Włochami, o czym świadczy także fakt poślubienia przez króla Zygmunta Starego pochodzącej z Półwyspu Iberyjskiego królowej Bony.

Nieco później, w XVII wieku, kiedy pochodzący z Węgier Stefan Batory został władcą Polski, w naszym rodzimym języku pojawiła się duża liczba zapożyczeń pochodzących z kraju naszych bratanków. W dużej mierze odnosiły się one do wojskowości, tak jak chociażby rokosz, orszak czy hajduk, jak i do noszonych ówcześnie ubrań, w efekcie czego powstały naleciałości typu kontusz czy kita. W tamtym okresie w języku polskim pojawiło się też wiele zapożyczeń z języka rosyjskiego i ukraińskiego, co wynikało z faktu zawiązania Unii Litewskiej pomiędzy Polską a Litwą. Najlepszymi przykładami tego typu zapożyczeń są wyrazy: czereśnia, hoży, kniaź i hultaj.

W czasie, gdy Tatarzy w dużej liczbie osiedlili się na ziemiach ówczesnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, w języku polskim pojawiły się oczywiście zapożyczenie pochodzące z mowy tureckiej. Najpopularniejsze z nich to: czambuł, rumak, całun czy bohater, którymi posługujemy się do dziś. Również w tym okresie, czyli w XVII wieku, dialog kultury europejskiej z Polską polegał na tym, iż polskimi królewnami zostały wywodzące się z Francji Maria Ludwika Gonzaga i Maryśka Sobieska. Ich obecność zaznaczyła się w języku polskim poprzez zapożyczenia typu: aleja, ambaras, awantura, awangarda, toaleta, wazon, perfumy, salony i wiele więcej.

            Zdecydowanie największa liczba naleciałości z języka obcego pojawiła się jednak w czasach nowożytnych. Zapożyczenia w większości pochodzą z języka angielskiego i są znakiem rozwoju technologicznego oraz postępujących procesów globalizacyjnych. Jako że tego typu zapożyczenia rozprzestrzeniają się najszybciej i mają dziś największy wpływ na codzienną mowę, chciałbym poświęcić im nieco więcej miejsca.

Coraz bardziej zwiększający się wpływ języka angielskiego na polski możemy zaobserwować, począwszy od końca I wojny światowej. Wówczas, z racji na wolność Polaków, życie kulturowe, polityczne i społeczne w naszym kraju zaczęło się rozszerzać i integrować z innymi kulturami, w tym w dużej mierze z anglosaską. Wtedy do powszechnego użycia weszły takie terminy jak tenis, badminton czy akwalung. Zjawisko oddziaływania anglicyzmów zmalało w okresie komunizmu, ponieważ w tym czasie dialog kultury polskiej z europejską był praktycznie niemożliwy z uwagi na ograniczenia, jakie na Polaków nakładał system totalitarny. Na nasz język zmienił się za to po II wojnie światowej, kiedy to w powszechnym użyciu znalazło się wiele wyrażeń pochodzących z angielskiego.

To zjawisko bardzo dobrze widać na podstawie różnych dziedzin życia codziennego. Jedną z nich jest slang młodzieżowy, w którym nader często pojawiają się anglicyzmy. Taki zwrot jak lukać, pochodzący od angielskiego określenia look i oznaczający patrzenie na coś jest jednym z najlepszych przykładach pokazujących, jak głęboko w świadomości uczniów zakorzenił się język angielski. Sorry zamiast przepraszam, dżampra w miejsce imprezy czy plis zamiast proszę pokazują, że formy angielski na stałe zadomowiły się w gwarze uczniowskiej. Wpływ na taki stan rzeczy może mieć fakt, że są one łatwo przyswajalne, bardziej ekonomiczne i mniej emocjonalne niż ich polskie odpowiedniki. Łatwiej bowiem powiedzieć do kogoś sorki lub plis zamiast poproszę czy przepraszam. Polskie formy są bardziej grzecznościowe i uczniowie używają ich raczej tylko wtedy, gdy muszą to zrobić, czyli w rozmowach oficjalnych lub podczas pogawędek z dorosłymi. Jest to też swego rodzaju moda językowa świadcząca o zanikaniu granic językowych oraz kulturowych.

Wpływ języka angielskiego na polski widać również w innych dziedzinach życia społecznego. Weźmy chociażby terminologię komputerową, gdzie stosuje się takie wyrażenia jak komputer, dekoder, bit czy interfejs. Używa się ich ze względu na fakt, iż trudno znaleźć polskie odpowiedniki lub ich zastosowanie jest nad wyraz niepraktyczne. Ponadto anglicyzmy w tej dziedzinie życia mogą świadczyć o przynależności do pewnej zamkniętej grupy, która w swojej mowie wykorzystuje fachowy język.

Również w motoryzacji możemy zauważyć wpływ angielskiego na nasz język. Skuter, trolejbus, jeep, cabriolet, kombi czy tuning to wyrażenia będące przykładami tego typu zapożyczeń. Są one ekonomiczne i łatwo przyswajalne, dlatego weszły do powszechnego obiegu.

A moda? Tu również sytuacja wygląda bardzo podobnie. Codziennie wielu z nas nosi przecież dżinsy, kobiety na plażę zakładają strój bikini, żeby wpisać się w obowiązujące trendy, a niektórzy w swoim domu chodząc toples, bo tak im wygodniej.

W przypadku kulinariów także mamy do czynienia z wieloma wyrażeniami, których inspiracją jest język angielski. Oranżada, hamburger, snaki, chipsy, keczup czy whisky to przecież wyrazy, którymi posługujemy się na co dzień, bez głębszego zastanowienia, czy obcujemy ze zwrotami pochodzącymi z języka angielskiego.

Bardzo wyraźny wpływ języka angielskiego widać też nazwach poszczególnych stanowisk. Account Manager zamiast menadżer do spraw kluczowych, Art Director w miejsce dyrektora artystycznego, webdesigner jako osoba zajmująca się tworzeniem stron internetowych, webdeveloper zamiast inwestora na rynku internetowym, CEO zamiast prezesa, Product Manager jako specjalista od marketingu i wiele, wiele więcej to tylko niektóre z przykładów zapożyczeń angielskich, jakie występują w tej dziedzinie. Z tego względu często zdarza, że nawet osoba aplikująca na dane stanowiska nie ma większego pojęcia, z czym się ono wiąże. W jakim celu w takim razie stosuje się angielskie zapożyczenia zamiast potocznych polskich nazw? Według mnie największą rolę w tym kontekście odgrywa prestiż tego typu określeń. Dzięki wykorzystaniu angielskich zamienników wydaje się, że poszczególne stanowiska mają wyższą rangę społeczną, niż gdyby nazwać je po polsku. W ten sposób chcemy upodobnić się do zachodniego rynku. Ale czy jest to potrzebne i przede wszystkim uprawione w sytuacji, gdy nasze zarobki zdecydowanie odbiegają od tych, jakie otrzymują obywatele Wielkiej Brytanii? Wydaje mi się to wątpliwe.

Czy zatem wykorzystywanie angielskich zapożyczeń w języku polskim jest zasadne? W moim mniemaniu ocena tego zjawiska zależy od konkretnej sytuacji. Wątpliwości nie można mieć co do używania anglicyzmów, których nie da się w żaden sposób zastąpić. Jak bowiem określić hot-doga inaczej niż po prostu hot-dog? Może ciepła bułka z parówką? Raczej niezbyt to trafne. W tego typu sytuacjach, kiedy nie ma polskiego odpowiednika, można uznać wykorzystywanie zapożyczeń za zasadne. Takie postępowanie wydaje się również zasadne wówczas, gdy pozwala na skrócenie wypowiedzi. Razi natomiast zbyt często używanie anglicyzmów, które rzuca się w oczy. Najlepszym tego przykładem jest wspomniane przed chwilą nazywanie ogromnej ilości stanowisk ich obcojęzycznymi odpowiednikami. Również w języku młodzieżowym i internetowym nadużywanie anglicyzmów wygląda niezbyt ciekawie.

Nie należy jednak całkowicie negatywnie oceniać tego zjawiska i dotyczy to nie tylko zapożyczeń z angielskiego, ale też z innych języków. Naleciałości z innych języków wynikają bowiem z integracji międzykulturowej, która pozwala na swobodną komunikację z osobami z dowolnego kraju, co pokazałem na podstawie przekrojowej analizy tego zjawiska w kontekście historycznym. Na jej podstawie udowodniłem, że zapożyczenia pojawiała się w sytuacjach dialogu międzykulturowego pomiędzy kulturą polską a obcą. W toku integracji narodów wymieniają one między sobą wiele elementów kulturowych, również tych związanych z językiem, czego dowodem są właśnie zapożyczenia. Wzbogacają i urozmaicają one naszą rodzimą mowę, dodając do niej kolejne wyrazy, które z czasem stają się powszechnie używane przez Polaków i na stałe wchodzą do codziennego języka. Naleciałości z obcych języków stanowią także dowód na to, że język sam w sobie jest bardzo elastycznym system komunikacji, który potrafi się dostosować do szybko zmieniających się warunków społecznych, historycznych, gospodarczych i kulturowych.

 

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *